Odwiedziny

środa, 17 października 2012

Chapter 1 : "Kochanie idziesz? Spóźnimy się?"


Chapter 1 : „Kochanie idziesz? Spóźnimy się.”

Od jakiś 15 minut siedzę w dużym pokoju i świdruję wzrokiem każdą ścianę, sufit i podłogę. Nawet nie wiedziałam, że pajęczyny w górnym rogu mogą być tak interesujące. Tato siedzący naprzeciwko mnie i brata, nerwowo stukał palcami o blat stołu. Nie mógł wykrztusić z siebie żadnego, nawet najmniejszego odgłosu. Miał powiedzieć nam coś bardzo ważnego, jednak nie wiedział jak to zrobić. Nie popędzałam go. Zawsze bałam się `ważnych spraw`. Zwłaszcza od dnia, kiedy mama wypowiedziała słowa: `mam raka`. Od tamtej pory unikam tych kilku wyrazów jak ognia.
Czułam narastające napięcie unoszące się w pomieszczeniu. Byłam pewna, że zaraz wszystko się wyjaśni. Złapałam powietrze i zaczęłam liczyć do trzech. Raz, dwa, trzy...
- Przeprowadzamy się pod Londyn..............Za tydzień.
Nie tego się spodziewałam. Kubek, który przed chwilą trzymałam w ręku, był już w kawałeczkach. Kakao rozlane, a szkło stłuczone.
- Jak to?!
Mój brat krzyknął po czym szybko wybiegł z domu. Nie zwracając najmniejszej uwagi na reakcję taty, od razu ruszyłam za Kordianem.
Ta, nie tylko, że mamy nazwisko po imieniu głównego bohatera dzieła Szekspira, to jeszcze mamy w rodzinie tytułowego Kordiana, dramatu Słowackiego. Każdy, dosłownie każdy kogo znam, śmiał się z mojej rodziny. No dobra, głównie to ze mnie. Przepraszam bardzo, ale czy to ja siebie tak nazwałam? W szkole koledzy przezywali mnie Julią. Szkoda tylko, że ironicznie. Nigdy nie byłam duszą towarzystwa. Z natury jestem nieśmiała, ale nie nazwałabym siebie tchórzem. Po prostu muszę znaleźć jedynie odpowiednich ludzi, z którymi będę mogła konie kraść.

Nie trudno było zgadnąć gdzie się podział mój brat. Jest jedno miejsce, do którego ja jak i on uciekamy przed czyhającym nas złem – domek na drzewie. Zaskakujące? Może i nie, ale zawsze było to miejsce azylu dla nas obojga. Pełno zabawek, jedzenia i pistoletów na wodę. Nikt nie mógł nam podskoczyć!
Wspięłam się po starych drewnianych schodach i zauważyłam kucającego chłopczyka tulącego brązowego misia. Zapomniałam już jaki on jest mały i bezbronny.
- Heeeej. Mogę?
- Oo Pati..Nie zauważyłem cię. Wchodź.
Zrobił mi miejsce obok siebie, a ja usiadłam i przytuliłam go jak najmocniej potrafiłam. Chciałam aby czuł, że kocham go równie mocno jak przedtem mama. Wtulił się w moje ramiona, a ja poczułam jak materiał robi się mokry. Kordian ma tylko 5 lat, a zmuszony jest już do przeżywania tylu zmartwień. Niczego nie jeszcze nie rozumie. Najpierw sytuacja z mamą, a teraz jeszcze doszła przeprowadzka do innego kraju, kontynentu. Nowy język, kultura, znajomi, nowe życie. Bez rodziny, która zostanie tu..w Polsce.
- Nie chcę nigdzie wyjeżdżać. Nie rozumiem..Po co to wszystko? Tu jest nasz dom..
- Kochanie ja też nie chcę. Ale wiesz, że tato chce dla nas dobrze. Wie co robi..
Przynajmniej miałam taką nadzieję. Chociaż nie wiedziałam o co chodzi, to czułam, że może to i dobrze nam zrobi. Minęło pół roku od śmierci mamy i dla żadnego z nas nie był to pełen sukcesów okres. Tato się załamał i długo nie mógł się pozbierać. Na szczęście pracował, więc niczego nam nie brakowało. Miałam wrażenie, że dzięki mnie i Kordkowi tak dobrze się trzymał. Staraliśmy nie pokazywać mu tak bardzo jak nam brakuje naszej rodzicielki. A to że każde z nas płakało w poduszkę w swoim pokoju to była inna kwestia. Najważniejsze było tylko to, aby udawać, że jest ok.
W szkole cały czas miałam pod górkę. Z moją przyjaciółką Wiktorią zawsze trzymałyśmy się z boku. Nie lubiłyśmy rozgłosu, ani sztucznych zachowań, aby każdemu się przypodobać. Miałyśmy swoje kredki i pisaki. Taki mały świat, któremu nikomu za żadne skarby nie chciałyśmy oddać. Docinki i głupie żarty były na porządku dziennym. Miałam na to wszystko wytegowane, ale za każdym razem bolało. A ludziom dawało ogromną satysfakcję.

Minęły cztery lata od tamtego dnia, kiedy dowiedziałam się, że muszę zamieszkać w Watford. Chociaż sporo czasu spędziłam już w tej angielskiej miejscowości, cały czas wracam myślami do przeszłości. Czy się cieszę z tego co się wydarzyło przez ten szmat czasu? Trudno powiedzieć. Wiele przeżyłam. Ja, mój brat, tato, dziewczyny i chłopcy. Moje życie wygląda zupełnie inaczej niż na początku. Teraz już nie mieszkam pod Londynem, a w jego centrum. Nie jestem szarą myszką, a znaną kobietą na skalę światową. Czy zrobiłam wiele by tak się stało? Nie. Moja kariera rozpoczęła się jeszcze w Polsce. Ale czy byłam tego świadoma? Skądże, bo niby skąd. Były chwile lepsze i gorsze. Najpierw zyskałam wiele, potem jednocześnie straciłam i znów zyskałam. Ale to było już zupełnie co innego. Może i dobrze się stało, tak jak się stało. Zrozumiałam wiele i cieszę się z takiego potoku wydarzeń. Teraz mam wszystko czego od zawsze pragnęłam. A zaczęło się od zwykłych słów : Wyjeżdżamy do Anglii.

- Kochanie idziesz? Spóźnimy się.
- Tak skarbie już idę.

P.S. Na tym historia się nie kończy, a rodzi się na nowo. Często wracam do przeszłości i wydarzeń, które zmieniły całe moje życie. Sądzę, że jeżeli uzbroisz się w cierpliwość, zrozumiesz dlaczego jestem tu gdzie jestem.

2 komentarze:

  1. Świetne... czekam na kolejny rozdział, ale mam nadzieję że nadal będziesz pisała swój pierwszy blog.

    OdpowiedzUsuń
  2. O matkoo jak ty tajemniczo piszesz;p ale bardzo fajnie;d ja tam bym się cieszyła z wyjazdu do Londynu jeszcze do tego całą rodziną;p
    czekam na kolejny;d

    www.grito-fuerte.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń