Chapter
1 : „Kochanie
idziesz? Spóźnimy się.”
Od
jakiś 15 minut siedzę w dużym pokoju i świdruję wzrokiem każdą
ścianę, sufit i podłogę. Nawet nie wiedziałam, że pajęczyny w
górnym rogu mogą być tak interesujące. Tato siedzący naprzeciwko
mnie i brata, nerwowo stukał palcami o blat stołu. Nie mógł
wykrztusić z siebie żadnego, nawet najmniejszego odgłosu. Miał
powiedzieć nam coś bardzo ważnego, jednak nie wiedział jak to
zrobić. Nie popędzałam go. Zawsze bałam się `ważnych spraw`.
Zwłaszcza od dnia, kiedy mama wypowiedziała słowa: `mam raka`. Od
tamtej pory unikam tych kilku wyrazów jak ognia.
Czułam
narastające napięcie unoszące się w pomieszczeniu. Byłam pewna,
że zaraz wszystko się wyjaśni. Złapałam powietrze i zaczęłam
liczyć do trzech. Raz, dwa, trzy...
- Przeprowadzamy
się pod Londyn..............Za tydzień.
Nie
tego się spodziewałam. Kubek, który przed chwilą trzymałam w
ręku, był już w kawałeczkach. Kakao rozlane, a szkło stłuczone.
- Jak
to?!
Mój
brat krzyknął po czym szybko wybiegł z domu. Nie zwracając
najmniejszej uwagi na reakcję taty, od razu ruszyłam za Kordianem.
Ta,
nie tylko, że mamy nazwisko po imieniu głównego bohatera dzieła
Szekspira, to jeszcze mamy w rodzinie tytułowego Kordiana, dramatu
Słowackiego. Każdy, dosłownie każdy kogo znam, śmiał się z
mojej rodziny. No dobra, głównie to ze mnie. Przepraszam bardzo,
ale czy to ja siebie tak nazwałam? W szkole koledzy przezywali mnie
Julią. Szkoda tylko, że ironicznie. Nigdy nie byłam duszą
towarzystwa. Z natury jestem nieśmiała, ale nie nazwałabym siebie
tchórzem. Po prostu muszę znaleźć jedynie odpowiednich ludzi, z
którymi będę mogła konie kraść.
Nie
trudno było zgadnąć gdzie się podział mój brat. Jest jedno
miejsce, do którego ja jak i on uciekamy przed czyhającym nas złem
– domek na drzewie. Zaskakujące? Może i nie, ale zawsze było to
miejsce azylu dla nas obojga. Pełno zabawek, jedzenia i pistoletów
na wodę. Nikt nie mógł nam podskoczyć!
Wspięłam
się po starych drewnianych schodach i zauważyłam kucającego
chłopczyka tulącego brązowego misia. Zapomniałam już jaki on
jest mały i bezbronny.
- Heeeej.
Mogę?
- Oo
Pati..Nie zauważyłem cię. Wchodź.
Zrobił
mi miejsce obok siebie, a ja usiadłam i przytuliłam go jak
najmocniej potrafiłam. Chciałam aby czuł, że kocham go równie
mocno jak przedtem mama. Wtulił się w moje ramiona, a ja poczułam
jak materiał robi się mokry. Kordian ma tylko 5 lat, a zmuszony
jest już do przeżywania tylu zmartwień. Niczego nie jeszcze nie
rozumie. Najpierw sytuacja z mamą, a teraz jeszcze doszła
przeprowadzka do innego kraju, kontynentu. Nowy język, kultura,
znajomi, nowe życie. Bez rodziny, która zostanie tu..w Polsce.
- Nie
chcę nigdzie wyjeżdżać. Nie rozumiem..Po co to wszystko? Tu jest
nasz dom..
- Kochanie
ja też nie chcę. Ale wiesz, że tato chce dla nas dobrze. Wie co
robi..
Przynajmniej
miałam taką nadzieję. Chociaż nie wiedziałam o co chodzi, to
czułam, że może to i dobrze nam zrobi. Minęło pół roku od
śmierci mamy i dla żadnego z nas nie był to pełen sukcesów
okres. Tato się załamał i długo nie mógł się pozbierać. Na
szczęście pracował, więc niczego nam nie brakowało. Miałam
wrażenie, że dzięki mnie i Kordkowi tak dobrze się trzymał.
Staraliśmy nie pokazywać mu tak bardzo jak nam brakuje naszej
rodzicielki. A to że każde z nas płakało w poduszkę w swoim
pokoju to była inna kwestia. Najważniejsze było tylko to, aby
udawać, że jest ok.
W
szkole cały czas miałam pod górkę. Z moją przyjaciółką
Wiktorią zawsze trzymałyśmy się z boku. Nie lubiłyśmy rozgłosu,
ani sztucznych zachowań, aby każdemu się przypodobać. Miałyśmy
swoje kredki i pisaki. Taki mały świat, któremu nikomu za żadne
skarby nie chciałyśmy oddać. Docinki i głupie żarty były na
porządku dziennym. Miałam na to wszystko wytegowane, ale za każdym
razem bolało. A ludziom dawało ogromną satysfakcję.
Minęły cztery lata od
tamtego dnia, kiedy dowiedziałam się, że muszę zamieszkać w
Watford. Chociaż sporo czasu spędziłam już w tej angielskiej
miejscowości, cały czas wracam myślami do przeszłości. Czy się
cieszę z tego co się wydarzyło przez ten szmat czasu? Trudno
powiedzieć. Wiele przeżyłam. Ja, mój brat, tato, dziewczyny i
chłopcy. Moje życie wygląda zupełnie inaczej niż na początku.
Teraz już nie mieszkam pod Londynem, a w jego centrum. Nie jestem
szarą myszką, a znaną kobietą na skalę światową. Czy zrobiłam
wiele by tak się stało? Nie. Moja kariera rozpoczęła się jeszcze
w Polsce. Ale czy byłam tego świadoma? Skądże, bo niby skąd.
Były chwile lepsze i gorsze. Najpierw zyskałam wiele, potem
jednocześnie straciłam i znów zyskałam. Ale to było już
zupełnie co innego. Może i dobrze się stało, tak jak się stało.
Zrozumiałam wiele i cieszę się z takiego potoku wydarzeń. Teraz
mam wszystko czego od zawsze pragnęłam. A zaczęło się od
zwykłych słów : Wyjeżdżamy do Anglii.
- Kochanie idziesz? Spóźnimy
się.
- Tak skarbie już idę.
P.S. Na tym historia się
nie kończy, a rodzi się na nowo. Często wracam do przeszłości i
wydarzeń, które zmieniły całe moje życie. Sądzę, że jeżeli
uzbroisz się w cierpliwość, zrozumiesz dlaczego jestem tu gdzie
jestem.
Świetne... czekam na kolejny rozdział, ale mam nadzieję że nadal będziesz pisała swój pierwszy blog.
OdpowiedzUsuńO matkoo jak ty tajemniczo piszesz;p ale bardzo fajnie;d ja tam bym się cieszyła z wyjazdu do Londynu jeszcze do tego całą rodziną;p
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny;d
www.grito-fuerte.blogspot.com